czwartek, 20 sierpnia 2015

Epilog

                  ***10 lat później***
-Tato, tato!-podbiegła do niego śliczna dziewczynka trzymając w ręku jakąś książkę.-Co to?-zapytała podając mu wspomnianą rzecz.
-Pamiętnik-uśmiechnął się do niej.
-Mamy?-jej ojciec tylko twierdząco pokiwał głową. Ona spojrzała na niego niepewnie do góry.
-Myślisz, że...-nie dokończyła.
-Tak, możesz.-uśmiechnął się do niej.
-Kocham cię, tato.-przytulila go mocno.-Ona na nas patrzy prawda...?-oderwała się od ramion swojego taty.
-Tak księżniczko. I jest dumna, że urodziła tak piękną i mądrą dziewczynkę.-pogłaskał ją po głowie.
-Too.-wyszczerzyła swoje zęby, dokładnie jak jej mama, do której zresztą była bardzo, ale to bardzo podobna.
-Idź czytać.-zasmiał się i obserwował jak biegnie do swojego pokoju, aby całkowicie poddać się lekturze. Marc specjalnie zostawił go na szafce w salonie. Wiedział, że jest już na tyle duża, by to przeczytać i poznać jak cudowną i silną kobietą była jej mama: Aniela Rozuz.
___________________________________________
No więc... Tak oto żegnamy się już na dobre z tym opowiadaniem. Być może teraz troszkę się rozpisze. Na początku chciałabym z całego serducha Wam podziękować za to, że byliście cały czas i czytaliście oraz komentowaliście, większość z Was również piszę opowiadania, więc wiecie jakie to motywujące. Miałam czasami chwilę, w których szczerze chciałam usunąć tego bloga, kiedy nie miałam weny i kiedy miałam dosyć pisania, ale strasznie się cieszę, że jednak było to chwilowe i po krótkim czasie nie wstawiania niczego wzięłam się w garść i zaczęłam pisać. Dobra, to nie przedłużając jeszcze raz Wam dziękuję. A teraz żeby nie było już tak smutno zapraszam Was na moje nowe opowiadanie! Będzie ono poświęcone Neymarowi, także zapraszam!  ← http://nada-sucede-sin-una-razon.blogspot.com


Jeśli czytasz po zakończeniu tego opowiadania to i tak komentuj! Ja tu cały czas jestem ;)
A będzie mi serio miło ;)

środa, 19 sierpnia 2015

Rozdział 20 oraz ostatni.

                                   ***Pół roku później...***
-Aniela... Kiedy będziesz miała zamiar mu powiedzieć? Czy on na prawdę jest tak tępy żeby myśleć, że jesteś taka słaba z powodu ciąży?-złapała mnie za rękę Shaki.
-No właśnie, wiedziałam, że jest głupi. Ale żeby aż tak?-dopowiedziała Antonella. Byłam w szpitalu. To był już ósmy miesiąc ciąży i siódmy miesiąc mojej choroby. Czułam, że zaczynam zbliżać się do końca. Jedynym pocieszeniem tego wszystkiego była świadomość, że to dziecko się urodzi i będzie mogło być przynajmniej z jego ojcem. Liczyłam też się z tym, że nigdy go nie zobaczę. Były szanse, ale nikłe. Mój stan z tygodnia na tydzień, dnia na dzień, godziny na godzinę i sekundy na sekundę pogarszał się co raz bardziej. Gdyby nie to, że moi przyjaciele wiedzieli, że to ja leżałam tam na tym łóżku szpitalnym nie poznali by mnie.
-Powiedziałam, że to zagrożona ciąża.
-A tak, a propo... Nie sądzisz, że robisz źle?-spytała niepewnie Argentynka. Cisza. Nic jej nie odpowiedziałam. Zastanawiałam się nad tym co powiedziała.
-Starałam się jak najlepiej wykorzystać ten ostatni czas. Nie chciałam żeby wiedział, bo nie traktowałby mnie normalnie. A kiedy będę umierać chce mieć świadomość, że chciał ze mną być z powodu miłości, a nie mojej choroby.
-Aniela! Ile razy mam ci mówić?! Nie umrzesz!-zganiła mnie Shakira.
-Umrę... Lekarze mówią, że mam jakieś pięć procent szans na przeżycie.
-A...Ale jak to? Przecież mówiłaś, że kiedy byłaś na wizycie, no wiesz kiedy dowiedziałaś się... To mówili, że dwadzieścia.
-Nie spodziewali się, że choroba będzie postępować tak szybko i gwałtownie...
-Przepraszam, czas wizyt się skończył.-wszedł do pokoju szpitalnego doktor Cattinitto. Dziewczyny pożegnały się ze mną zapewniając, że jutro przyjdą i posłusznie opuściły pomieszczenie.
-Mieć takich przyjaciół to skarb, wie pani?-uśmiechnął się lekarz.
-Tak wiem, oni to chyba jedyne szczęście, które mnie w życiu spotkało.-lekko uniosłam kąciki ust.-No i ono...-popatrzyłam się na swój brzuch.-Mimo, że nie zobaczę tego malca to i tak kocham go nad życie.-uronilam kilka łez.
-Wie pani co? Jak żyję, nigdy nie widziałem tak cudownej i silnej kobiety. Pomimo tego ile pani przeszła, nie poddaje się pani. I to się ceni.
-Dziękuję...-posłałam mu ciepły uśmiech.
-Noo, a tak w ogóle to przyszedłem tu w innej sprawie.-zaśmiał się.-Chciałaby pani poznać płeć maluszka?
-Pff pytanie. No jasne, że ta... Zaraz jeszcze nie. Poczekajmy, aż przyjdzie Tata dziecka.-poprawiłam kołdrę.-Albo, mógłby pan zadzwonić?-pan Canttinitto nie odpowiedział tylko wyszedł i tyle go widziałam. Uśmiechnęłam się w duchu. Zaraz miałam poznać płeć dziecka, które się we mnie rozwija i, które będzie miało najlepszego ojca na świcie. Marca Bartre.
                         ***
Do pokoju wszedł Marc. Podszedł bliżej położył rękę na moim brzuchu i złożył na moich ustach czuły pocałunek. Tylko w takich momentach zapominam o tych okropnych rzeczach, które w ostatnim czasie mnie spotkały.
-No to jesteśmy w komplecie.-zasmiał się doktor.-To jak?-chcą już państwo znać płeć waszej pociechy?-my pokiwaliśmy twierdząco głowami trzymając się za ręce.-Będzie to... Dziewczynka!
-Lisa...-powiedzieliśmy jak na zawołanie w tym samym momencie. Było to nadzwyczajne, ponieważ nie uwzglednialismy wcześniej jakie imię damy dziewczynce, a jakie chłopcu. Zaśmialismy się cicho i przytuliliśmy do siebie.
-No to ja już nie przeszkadzam.-puścił nam oczko i zniknął za białymi drzwiami. Kiedy na niego spojrzałam widziałam jak bardzo jest szczęśliwy. Nadal nie umiałam pogodzić się z tym, że za nie cały miesiąc stracę życie, Marca i Lise. Chciałam chociaż ją zobaczyć. Chociaż wiedziałam, że to niemożliwe.
-Marc, masz kartkę i długopis?-spytałam po chwili ciszy.
-Czekaj...-zaczął grzebać w torbie treningowej. Wyciągnął z niej lekko pogietą kartkę, a chwilę później również prawie wypisany długopis. Miałam nadzieję, że starczy mi na to co będę chciała zrobić.
-Mam jeszcze jedna prośbę.-zbliżyłam się do niego.-Mógłbyś zostawić mnie na chwilę samą? Jak poprosiłam, tak zrobił. Pocałował mnie tak samo jak wtedy kiedy przyszedł i opuścił pokój. Podłożyłam sobie książke pod kartkę sięgłam po długopis i zaczęłam pisać:
Marc, kiedy to czytasz zapewne nie ma mnie już na tym świecie. Pierwsze co chce ci powiedzieć to to, że ciąża nie była zagrożona. Liska była zdrowa, to ja byłam chora... Miałam raka mózgu, dlatego zawsze kiedy przychodziłeś byłam co raz słabsza. To dzięki  uczuciu do ciebie nie przestraszyłam się tej choroby i walczyłam najsilniej jak potrafiłam. Mimo, że przegrałam tą walkę, udało mi się dać ci zdrową i jestem pewna, że piękną córkę, którą będziesz kochać tak samo jak mnie. Daj Lisie taką opiekę i szczęście jakie dostałaby również ode mnie. W szafce obok łóżka jest pamiętnik. Pilnuj go, bo kiedyś na pewno ci się przyda. Pamiętaj o mnie. Kocham cię.
Odkładając kartkę popadłam w niepochamowany napad płaczu. Nie potrafiłam nadal pogodzić się z tym, że za niedługo stracę coś najważniejszego i nie mówię tu tylko o życiu, ale mojej nowej rodzinie.
-Co się stało?-wszedł do sali pan Cattinitto.
-Nie, nic. Mam prośbę. Mógłby pan to dac mojemu chłopakowi w dniu mojej śmierci...?-pan nic nie powiedział, wziął ode mnie kartkę, uśmiechnął się lekko i wyszedł. Chciał pewnie powiedzieć, że nie umrę, ale dobrze wiedział jaka jest prawda, więc zapewne wolał się nie odzywać. 
                ***tydzień później***
Wszyscy lekarze nagle zaczęli biec do sali numer 17. Jak pewnie się domyślacie to w niej właśnie przebywała Aniela.
-Panie doktorze co się stało?-zapytał przestraszony Marc, który stał przed salą i nie potrafił zrozumieć o co chodzi.
-Panna Rozuz właśnie rodzi.
-Mogę tam wejść? Mam prawo!
-Niestety w jej stanie nie wolno uczestniczyć panu w porodzie.-chciał coś powiedzieć, ale wiedział, że i tak nie wygra. Pozostało mu tylko czekać. Dziecko zaczęło się rodzić miesiąc przed terminem. Bał się o Aniele jak i o ich dziecko. Po dwóch godzinach z sali wyszedł zrezygnowany lekarz. Marc jak poparzony wstał z krzesła. Przestraszył się, że stało się coś dziecku.
-Niestety... Ale pani Rozuz przegrała walkę z chorobą.-zdziwiony zbladł.
-Do cholery jaką chorobą?!
-Pan nie wiedział?-popatrzył na niego jak na jakiegoś idiote.-Tutaj wszystko jest napisane.-podał mu kartkę i wszedł spowrotem do sali. Marc otworzył ją i zaczął czytać. Nie wierzył w to co widzi. Ona była chora na raka i nic o tym nie wiedział. A on głupi myślał, że była taka przez ciąże. Siedział przed kawałkiem papieru i próbował wszystko sobie poukładać. Właśnie dotarło do niego, że ponownie ją stracił, ale tym razem już nieodwracalnie. Teraz najważniejszą kobietą w jego życiu miała być ich córka.
-Przepraszam?-trzęsac się podszedł do jednej z przełożonych.-Mógłbym wejść do mojej córki.-spytał niepewnie.
-Jasne, leży w inkubatorze. Proszę wejść.-wskazała mu drzwi, które znajdowały się po ich lewej stronie.-Tylko cicho. Nie zna Pana. Może się przestraszyć.-Marc wziął te słowa bardzo do siebie i szedł prawie, że na palcach.
-Hej księżniczko...-mówił zachrypnietym głosem, na jego te słowa malutka dziewczynka lekko się uśmiechnęła co bardzo zdziwiło jego jak i kobietę, która go tam wpóściła.-Twojej mamy już z nami nie ma.-otarł płynące jak rzeka po jego policzku łzy.-A-ale spokojnie ja się tobą zajmę. Jesteśmy razem i zawsze będziemy.-uśmiechnął sie i złapał za jej malutką rączkę przez otwór.-Nigdy nie pozwolę, aby ktoś cię skrzywdził tak jak twoją mamusie. Obiecuję.
_____________________________________
No i jest. Ostatni rozdział... Teraz tylko epilog i niestety to już koniec tego opowiadania. Wyczekujcie Epilogu ;) Do nn :) ;*

niedziela, 16 sierpnia 2015

Rozdział 19-"... jest pani w drugim miesiącu ciąży."

Od pewnego czasu (śmierci Patryka) moje życie trochę się uspokoiło, ale niestety tylko na chwilę. Dobra nie będę o tym mówić... Teraz czas na pozytywy. Neymar dał sobie spokój. Teraz jest z tą Daniellą, jakoś nikt nie wróży im długiego związku, ale cieszę się, że kogoś sobie znalazł i, że zostawił mnie wreszcie w spokoju. Z Marciem mamy się dobrze zero kłótni, zero problemów. Żyć nie umierać. Kun musiał już wyjechać. No bo wiecie wakacje nie trwają wiecznie. Szkoda, z nim nigdy nie można było się nudzić. Zawsze będzie dla mnie najważniejszą osobą w końcu uratował mi życie. Kto wie do czego zdolny był Patryk? Właśnie... Wracając do niego, nie byłam na pogrzebie. Nie umiałam. Ale to może i lepiej? Po co miałam tam iść? Nie będę przecież udawać, że mi smutno z powodu jego śmierci. Tak, może i nie powinnam tak robić, ale gdyby nie on moje życie nie było by takie jakie jest. Ten wypadek, porwanie wszystko z jego winy! Dobra koniec z Patrykiem. Czas wrócić do normalnego zycia.
-Aniela.-podszedł do mnie Marc calujac czułe w usta.
-Tak?-usmiechnelam się szeroko w jego stronę.
-Jakiś list do ciebie.-nadal z szerokim uśmiechem wzięłam ukochanemu z ręki kopertę i usiadłam na kanapie. Najpierw otworzyłam, potem rozwinęłam i zaczęłam czytać.
-An co jest?-moje życie ponownie się zawaliło. Nigdy nie zasługiwałam na szczęście. Nigdy!
-Moi... Moi rodzice oni...-nie potrafiłam dokończyć.
-Co z nimi?-stanął naprzeciwko mnie i zaczął wycierac moje mokre policzki.
-Nie żyją.-patrzyłam tępo w ścianę nic nie mówiąc. To była mała cisza przed burzą bo po krótkiej chwili wybuchlam głośnym płaczem.-Jutro jest pogrzeb.
-Ale jak to? Co się stało?!-pytał ciągle niedowierzajac temu co usłyszał Marc.
-Dom się spalił. Najwyraźniej niefortunny wypadek...-przestałam płakać-Idę.. Idę się spakować. Zamów lot.-mówiłam to ze spokojem i bez żadnych emocji. Po prostu nie miałam na noc siły. Moje życie wtedy to była zwykła pomyłka. Znowu to samo, przez miesiac byłam szczęśliwa żeby znowu cierpieć. Co jeszcze? To było za dużo jak na mnie.
                          ***
-Marc...-stałam przed drzwiami samolotu, bałam się tego, że nie wytrzymam psychicznie gdy zobaczę dom i kiedy powrócą wszystkie wspomnienia z dzieciństwa. Wiktor, rodzice. W parę sekund straciłam całą rodzinę.
-Tak?-złapał mnie za rękę.-Czemu nie wchodzisz?-kontynuował.
-Boję się.-popatrzylam to raz na niego a raz na samolot, który miał nas przenieść do miejsca gdzie się urodziłam i spędziłam najlepsze lata w życiu. Miejsce gdzie jedliśmy posiłki, gdzie graliśmy razem w gry, gdzie plakaliśmy, smialismy się zniknęło. Bałam się zobaczyć tylko i wyłącznie popól w miejscu gdzie Jeszce rok temu mieszkałam.
-Ej... Mała nie bój się. Jestem tu przecież z tobą. Zapomnialas?-uśmiechnął się i złapał za rękę po czym weszliśmy do samolotu. Lecielismy nocą Marc cały czas namwial mnie abym poszła spać. Nie chciałam, ale tak na prawdę nie umiałam. Wtuliłam się w jego ramię, przykryłam kocem z podobizna mojego ukochanego i wreszcie zapadłam w długo oczekiwany nie tylko przeze mnie ale również przez Marca sen. Zaraz, to razczej nie był sen. Nazwalabym to raczej koszmarem. Zobaczyłam najpierw płomienie, potem dom a na końcu moich rozdzicow i brata którzy krzyczeli i plakali z bólu. Od razu gdy to zobaczyłam podskoczylam budząc się.
-Co się stało?-zapytał zdziwiony Marc. Obudziłam go tym.
-Nic, po prostu mnie pocałuj.-on się lekko uśmiechnął i spełnił moje rzadanie. Poczułam się o niebo lepiej. Kiedy wylądowaliśmy w Warszawie od razu wyszliśmy z samolotu pedzac na ulice aby złapać taksówkę, która miała nas zawieść do mojego "domu". Kiedy byliśmy co raz bliżej uscisnelam mocno jego dłoń na znak, że zaraz będziemy wysiadac. To co tam zobaczyłam nie można było nazwać budynkiem mieszkalnym. Zawalony dach, ściany. Kompletna ruina. Porozgladalismy się trochę.
-Wejdę.-pognalam do przodu, a piłkarz za mną.
-Aniela, to raczej niebezpieczne.-złapał mnie za rękę nie pozwalając abym szła dalej.
-Puść! Ja muszę!-wyrwalam mu się i nie ustępując kroku szłam dalej. Ten poszedł za mną.
-Spójrz!-wskazalam palcem gdy byliśmy w moim jeśli można to tak nazwać pokoju. Na co wzkazalam? Na mój pamiętnik. Tak, pamiętnik. Leżał pod czymś co jeszcze niedawno robiło za łóżko. Podeszłam bliżej otrzepalam z popiołu i otworzyłam.
-A tak w ogóle.-popatrzyłam na niego.-Jak to możliwe, że on ten no... Żyje czy coś.
-Żyje?-zasmiałam się. To był od ostatniego czasu mój pierwszy sczery śmiech.
-No przecież wiesz o co mi chodzi.-udawał obrażonego.
-Dzięki tobie uczę się nowych języków.-spojrzał na mnie.-Na przykład twojego. Uwierz mi nie jest tak łatwo cię zrozumieć.
                       ***
Było już po pogrzebie. Usiadłam przed grobem i pogrążyłam się w myślach. Nadal nie umiałam pogodzić się z tym, że oni nie żyją... Ze już ich ze mną nie ma. Nikomu tego nie życzę. Tego bólu, strachu przed samotnością. Miałam jeszcze Marca, ale nikt nigdy nikomu nie zastąpi rodziny. Nigdy.
-Będę tęsknić...-spłynęło mi parę łez. po policzkach, a następnie opadły na ziemię.
-Idziemy?-uśmiechnął się sztucznie w moją stronę Marc.
-Idziemy.
Mieliśmy zostać w Polsce jeszcze parę dni, ale Marc miał treningi, więc trzeba bylo wracać do Hiszpanii. Miałam ostatnio ostre bóle brzucha, więc stwierdziłam, że zaraz po przylocie udam się do lekarza. Zresztą i tak musiałam udać się na badania kontrolne. Siedziałam na krześle i czekałam aż wypowiedzą moje nazwisko.
-Panna Aniela Rozuz proszona do sali.-rozbrzmiał głos pani doktor z sali numer 9.
-Dzień dobry. Są już wyniki?-spytalam nie pewnie.
-Tak są... Proszę usiąść.
-Czy wszystko w porządku? Jakoś dziwnie pani na mnie patrzy.-zdziwiona patrzyłam na zmartwiona minę pani Sanito.
-Ah... Jak by to pani..  mam dwie wiadomości. Dobrą i złą. Chyba nie muszę pytać, która pierwsza prawda?-ja tylko pokiwalam głową na znak, że zgadzam się z tym co powiedziała.-Dobra jest taka, że jest pani w drugim miesiącu ciąży.-uśmiechnęła się życzliwie.
-A... Ta zła?
-Po dodatkowych badaniach wynika, że ma pani guza mózgu... Jeśli zdecyduje się pani urodzić dziecko niestety przyspieszy to działanie choroby przez co szanse na wyleczenie pani zmniejszą się do 20%.-jeszcze tego mi brakowało. Rak... Siedząc przed Panią Sanito nie umiałam wydusić z siebie żadnego sensownego zdania. Cały czas zadawałam sobie pytanie za co Bóg ukarał mnie tym wszystkim co się stało.
-Co pani sobie myśli? Że będę ratować swoje życie wiedząc, że we mnie rodzi się nowe? Dla mnie najważniejsze jest w tej chwili moje dziecko i nigdy nie zdecyduje się na aborcję choćbym dzięki temu wygrała z chorobą!-wybiegłam z sali zalewając się gorzkimi łzami. Usiadłam w poczekalni, wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam po Marca. Nie miałam zamiaru mówić mu o chorobie. Przydzie taki czas, że mu powiem, ale wszystko w swoim czasie. Zostało mi nie całe 7 miesięcy musiałam w pełni korzystać z życia i cieszyć się faktem, że mam Marca i nienarodzone jeszcze dziecko. Powiedziałam mu żeby przyjechał. W między czasie poszłam do łazienki aby się trochę ogarnąć, nie mógł zauważyć, że płakałam.
________________________________________________________________________________
Nie mam nic do powiedzenia... Jedyna prośba jest taka, abyście nic mi za to nie robili, ale no ta historia tak miała wyglądać. Został jeszcze jeden rozdział, epiog i żegnamy się z tym opowiadaniem. Mi jakoś smutno nie wiem jak wam :D ;cc Proszę też żeby każdy kto przeczyta zostawił po sobie ślad w postaci komentarza, ponieważ widzę, że czytacie bo są wyświetlenia, ale niestety nieliczni komentują. Chce wiedzieć jakie macie zdanie o tym opowiadaniu mimo, że wielkimi krokami zbliżamy się do końca. Chce mieć świadomość, że te moje wypociny, które pisałam prawie pół roku wam się podobają.

wtorek, 11 sierpnia 2015

Rozdział 18-"Zrobiłem to, bo cię broniłem."

-Auto!-krzyknęłam przestraszona, patrząc na Kuna bezradnie, dalej siedząc na tym przeklętym krześle!
-Dla mnie lepiej, rozprawię się z tym dupkiem.-popatrzył na mnie z miną dosłownie nie wyrażającej nic oprócz złości, przestraszyłam się i to nie na żarty, wiedziałam jaki Patryk jest niebezpieczny i, że może zrobić coś mojemu przyjacielowi. Wsłuchaliśmy się w kroki, które było słychać co raz głośniej. Popatrzyliśmy się na siebie i drzwi się otworzyły. Czułam jak serce podchodzi mi do gardła.
-Kto to jest?!-krzyknął zdenerwowany Patryk na widok Aguero. Bez namysłu rzucił się na niego z pięściami, krzyczałam i błagałam go, jednak na marne. Mężczyźni zaczęli się szarpać, na początku wygrywał Patryk, jednak później zaczął przeważać Sergio. Nawet nie zauważyłam, że dalej miał w ręce nóż, pod wpływem emocji, użył go wbijając ostre narzędzie w bok Patryka. Tracąc równowagę zraniony uderzył w okno przybite starymi deskami, które po chwili pękły, a mój oprawca wypadł przez nie prosto na kamienie, które tam leżały.
-O mój Boże. Kun! Zabiłeś go!-rozpłakałam się pod wpływem emocji, które od paru dni we mnie buzowały.
-Przynajmniej nic ci nie zrobi.-odpowiedział zdezorientowany, zauważyłam, że jeszcze nie pojmował co się przed chwilą stało. Podniósł przyrząd, którym jeszcze przed chwilą zabił mężczyznę. Rozciął sznur, którym zostałam przywiązana i mocno mnie przytulił. Tak, tego mi właśnie było trzeba, ciepła...którego nie czułam już od tak dawna.
-Sergi...-podniosłam wzrok na jego oczy, które przepełniała nienawiść do Patryka.
-Tak, siostrzyczko?-dużo razy tak mnie nazywał, zawsze się w tedy uśmiechałam. Lecz teraz nie umiałam, za bardzo się bałam.
-Co z nim zrobimy?-zapytałam ponownie zalewając się łzami.-Boję się, nie chce żebyś przeze mnie poszedł do więzienia. Zniszczyłam ci karierę! I jeszcze do tego te rany...-krzyknęłam zapłakana wskazując na przecięty łuk brwiowy i podbite oko piłkarza,
-Cii...-przeczesał moje włosy palcami, wypuścił mnie z uścisku, złapał za ramiona i popatrzył mi w oczy, po czym kontynuował.-Po pierwsze, zaraz zadzwonimy na policję, a po drugie, nie zniszczyłaś mi żadnej kariery...Zrobiłem to, bo cię broniłem. I w cale tego nie żałuje. A te rany? Kiedyś i tak się zagoją.-uśmiechnął się do mnie po czym znowu mocno przytulił. Wreszcie byłam bezpieczna...
                                                                         ***
-...po-potem dał mi narkotyki i... i straciłam przytomność.-rozplakalam się i przytulilam do Kuna. Byliśmy na komisariacie, musiałam zeznawać, to nie było takie proste, z każdym słowem łzy leciały mi co raz szybciej i było ich co raz więcej. Sergio cały czas trzymał mnie za rękę. Zadzwonilismy na policję, która przyjechała po dwudziestu mintutach... Karetka wzięła Patryka i to chyba był ostatni raz kiedy go zobaczyłam. Przez cały czas łzy same wpraszaly się na moje policzki przez co, musiałam co chwilę je wycierac. Po zabezpieczeniu przez policję dowodów pojechaliśmy na wspomniany komisariat i jak już mówiłam zeznawalam. Później kazali mi wyjść, bo przesłuchiwany miał być mój "braciszek". Siedziałam załamana na krześle i piłam wodę, którą zaraz po moim wyjściu z sali dała mi pani policjantka.
-Yhm.. przepraszam?-wstałam, otarlam łzy i podeszłam do pani, która sprzatala korytarz.-Mam prośbę.-usmiechnelam się lekko do starszej kobiety. Ona popatrzyła tylko na mnie życzliwie i czekała aż będę kontynuować, tak też zrobiłam.-Czy mogłabym pożyczyć telefon, aby zadzwonić?-spytalam niepewnie.
-Jasne, dziecko.-poslala mi ciepłe spojrzenie po czym podała mi swój telefon. Chciałam zadzwonić do Marca. Usłyszeć jego głos, poczuć się jak bym była obok niego.

                                                                    ***

-Kto dzwoni?-zapytał Marca Suarez widząc, że odezwała się jego komórka.
-Nieznany...-patrzył na ekran drapiąc się po głowie.
-Odbierz!-krzyknął Dani z kuchni.
-Aaa, to teraz słyszysz? Ale jak na treningu wołałem żebyś podał to nagle ogłuchłeś.-zaśmiał się Marc.-Dobra odbieram.-przeciągnął zieloną słuchawkę i przyłożył telefon do ucha.

-...
-Aniela?! Gdzie jesteś?! Zaraz tam przylece!-tak, wreszcie! Wreszcie będzie mógł ją zobaczyć! Kiedy tylko usłyszał jej głos serce zaczęło bić mu szybciej, a usta co raz bardziej się poszerzały tworząc szeroki uśmiech na jego twarzy.
-...
-Nie! Przyjadę! Muszę cię zobaczyć! Pa.-nie mógł uwierzyć, ale jak to mogło się stać? Cały czas myślał nad tym kto jej pomógł, a może sama uciekła? Wiedział, że na pewno dowie się wszystkiego w swoim czasie.
-...

-Chłopaki!-krzyknął, a piłkarze ustawili się w rzędzie (było ich dwóch, ale dobra) salutując przy tym również Marcowi.
-Co się stało, szefie?-zaśmiał się Dani, a po paru sekundach Suarez zaczął mu wtórować. Bartrze nic to jednak nie robiło nadal był oczarowany jej głosem, nie szkodziło, że był zapłakany i zachrypnięty. To była jego Aniela...
-Lecimy do Hiszpanii! Aniela się znalazła!-krzyknął po czym wyciągnął telefon i zaczął bukować najbliższy lot do Barcelony. A chłopcy patrzeli tylko nie dowierzając temu co usłyszeli.

                                                                            ***

Z sali, w której przesłuchiwano Sergio, wyszedł policjant. Podbiegłam do niego przerażona. Co mogłam sobie pomyśleć? Wyszedł sam komisarz, a "winny" został w środku. Bałam się, że przeze mnie będzie musiał iść do więzienia.
-Przepraszam pana.-podbiegłam do mężczyzny, on obrócił się w moją stronę i popatrzył w dół, jako że byłam niższa o jakieś dziesięć centymetrów, zresztą ja od każdego byłam niższa.-Co z moim przyjacielem? Wypuścicie go?-zaczęłam przebierać moją bransoletką. Chyba już wiecie, że tak robię gdy się denerwuje, prawda? Facet popatrzył się na mnie pytająco.-Sergio Aguero.-powiedziałam przewracając oczami, naprawdę? Nie dało się zorientować? Szczególnie, ze przed chwilą wyszedł z pokoju, w którym siedział Kun? Ahh, nie chce nikogo obrażać, ale niektórzy są po prostu głupi.
-Aaa.-poprawił czapkę, co było w ogóle niepotrzebne, przedłużał, a dla mnie ważne było co będzie dalej z moim "bratem".-Wypuścimy go, spokojnie. Odpowiada jeszcze na parę pytań, zaraz do pani dołączy.-wypuściłam głośno powietrze i opadłam na krzesło, ulżyło mi. Nie darowałabym sobie, gdyby go zamknęli. 

                              ***

- Co? Gdzie? Zaraz tam Będziemy!-wykrzyknęła do słuchawki Anto. Nie ukrywała swojego podniecenia, nie wierzyła, że po tylu godzinach szukania udało znaleźć się Aniele.
-A ty co taka rozochocona?-podszedł od tyłu do Argentynki i czule pocałował.
-Jedziemy na komisariat!-odwróciła się do niego przodem i odwzajemniła pocałunek.
-Co co ci zrobiłem?-zapytał przestraszony na co kobieta zareagowała śmiechem.
-Haha ty nic.-spojrzała na niego szeroko uśmiechnięta.-Aniela się znalazła!-ten stał tylko i tępo patrzył na jej twarz.
-Żartujesz? Błagam nie rób tak bo... Nie żartujesz! To prawda! Jedziemy, szybko dzwoń po Shakire!-długo docierało do niego co tak na prawdę się dzieje, ale po pewnym czasie wreszcie się otrząsnął. Wparowali jak burza do budynku policji i zaczęli szukać wzrokiem kobiety, której szukali przez tyle czasu.
-Aniela?! Nie wierzę!-podbiegła prawie, że rozpłakana Antonella, a za nią w tym samym stanie Shakira. Zaczęły przytulać dziewczynę i o wszystko wypytywać. Przyszła też kolej na Leo.
-Wiesz, nasz Sherlock Holmes szukał cię do upadłego.-wskazały na Messiego nadal stojącego jak wryty.
-Chodź tu!-krzyknęła szczęśliwa Aniela. Zrobił dokładnie to o co go poprosiła. Kiedy z sali wyszedł Sergio, nikt nie wiedział co on tu robi, dopiero po żmudnych tłumaczeniach wszystko dokładnie zrozumieli. Tak na prawdę to nic nie stało już im na przeszkodzie, aby wrócić do domu. No nic oprócz Anieli. Chciała czekać, nikt nie wiedział dlaczego. To przecież jasne jak słońce, czekała na Bartre.
-Marc!-zaplakana podbiegla do niego, aby wreszcie poczuć jego ciepłe ramiona. On nic nie mówił, chciał nacieszyć się tą chwilą, która dla nich mogła trwać wiecznie.-Przepraszam.-wydukala cicho przez łzy.
-Za co?-wypuścił ją z uścisku i popatrzył głęboko w jej czekoladowe oczy. Ona otarla oczy od łez i również na niego spojrzała.
-No za to, że cię zdradziłam, że przez ten wypadek prawie zniszczylam ci karierę i po prostu za to, że znalazłam się w twoim życiu psujac je...-zaplakana opadła na kolana. Wiedziała, że po tym wszystkim co mu zrobiła on już nigdy nie będzie jej chciał.
-Kocham cię. Słyszysz?-kucnal przy niej i pocalowal w czoło.
-A-ale za co? Przecież po tym wszystkim co ci zrobiłam... Jak możesz dalej mnie kochać? Ja nic nie zrobiłam dla ciebie dobrego...-podniosła się i na niego spojrzała.
-No digas nada. A ella le encanta ser nada. No hay ninguna razón para amar.- co oznacza: Nie mów nic. Kocha się za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości. Zaczął powoli zbliżać się do jej ust aby wreszcie złączyć je w cudownym i pełnym uczuć pocałunku, który zapamiętają do końca życia. 
_______________________________________________
No hayy. Miał być wczoraj aaaale jak przyszlam do domu do od razu rzuciłam się do łóżka i poszłam spać. Ale jest dzisiaj! No chyba się cieszycie, nie? Dobra zostawiam wam go do oceny. Do następnego ;)

niedziela, 2 sierpnia 2015

Liebster Blog Award

Dziękuje bardzo <klik>  za nominację do LBA. Jestem bardzo szczęśliwa, że ktoś docenia to co robię i, że się mu to podoba. Moje nominacje i pytania będą na końcu posta, ale zanim tam dojdziecie zapraszam do przeczytania moich odpowiedzi na pytania. ;) Miłego czytania.



                                                                    Pytania
1. Jaki wpływ ma blogowanie na twoje życie?

No całkiem duży. Teraz codziennie sprawdzam na przykład ile mam wyświetleń, czy ktoś skomentował. Wieczorem zwykle myślę nad nowym rozdziałem lub opowiadaniem. Pisanie dało mi też po części do zrozumienia, że blogowanie to ciężka praca i zrozumiałam to dopiero, gdy sama zaczęłam to robić.

2. Czy czujesz presję dodawania kolejnych rozdziałów?
Można powiedzieć, ze czasami tak, ale rzadko. Zawsze piszę bo to lubię i (prawie) zawsze mam pomysły na następny rozdział. Nigdy poza paru razami nie piszę z przymusu.

3. Często Ci brakuje pomysłów, co pisać na blogu?
Często nie. Czasami. Ale zwykle pozwalam sobie czekać, aż pomysły same przyjdą Dlatego też kiedyś tam nie wstawiałam nic przez ponad miesiąc. Każdy ma zawsze jakieś "zawieszenia" i nie wstydzę się (bo tak na prawdę nie ma czego) tego mówić. Zrozumiałam też ostatnio, ze lepiej jest pisać na zapas dlatego zaczęłam pisać już nowe opowiadanie, które swoją drogą pojawi się po zakończeniu "
No digas nada. A ella le encanta ser nada. No hay ninguna razón para amar." Mogę też powiedzieć, że będzie on poświęcony Neymarowi. ;)

4. Czy szkoda ci czasu na blogowanie?
Absolutnie nie, nigdy mi nie było szkoda i jestem pewna, że nie będzie. To jest coś co bardzo lubię robić wymyślać te różne sytuacje, historie, bohaterów, to jest na prawdę coś cudownego wiedząc, że parę osób to czyta i na prawdę im się to podoba.

5. Jakie korzyści czerpiesz z blogowania?
Jedyne co z tego czerpie to szczęście i nic więcej. No i poznałam jeszcze wielu wspaniałych ludzi, którzy są mega mili i do tego świetnie piszą. ;)

6. Lubisz maliny?
Jasne, ale w ich pierwotnej postaci (jeśli wiecie o co mi chodzi :D ). Chodzi mi o to, ze nie jadam różnych przetworów z nich zrobionych typu: lizaki, lody, drzem, gumy, cukierki itp.

7. Z jakim zapachem kojarzy ci się lato?
Chlor haha. A tak na poważnie to np.truskawkami, wiecie koktajl truskawkowy mmm... no i zapachem skoszonej trawy,

8. Jakie masz pierwsze skojarzenie ze słowem "fluktacja"?
O Boże nie wiem haha, nie odpowiem bo nie umiem i tak na prawdę to nawet nie wiem jak. :D

9. Łatwo wybaczasz?
O jejku... czy łatwo wybaczam? Sama nie wiem, wiem, że potrafię wybaczyć, ale czasami jest bardzo ciężko i mija dużo czasu, lecz jeśli na przykład jest to coś co mnie bardzo zraniło to chyba nie umiem tak łatwo wybaczyć.

10. Czy czujesz czasami dreszcze na całym ciele, gdy słuchasz muzyki?
Tak :D A myślałam, że tylko ja tak mam, ale skoro o to pytasz to pewnie nie tylko ja :D Zawsze mam dreszcze jak słyszę jakąś smutną piosenkę, której tekst do mnie trafia.

11. Napisz pierwsze słowo, które przychodzi Ci na myśl.
Miłość. Nie wiem sama czemu,może dlatego, że piszę miłosne opowiadania? Na obecną chwilę nie potrafię na to odpowiedzieć.


                                                       Nominowani.
1. <klik>
2. <klik>
3. <klik>
4. <klik>
5. <klik>
6. <klik>



                            Moje pytania.

1. Co najbardziej lubisz w blogowaniu?
2. Czy poznałaś kogoś przez bloggera?
3. Jak zaczęła się twoja historia z pisaniem?
4. Skąd czerpiesz pomysły na rozdziały/opowiadania?
5. Jakim typem człowieka jesteś: cierpliwy czy impulsywny?
6. Masz ulubiony owoc?
7. Czy już jako dziecko chciałaś pisać?
8. Masz drugie imię? Jak tak to jakie?
9. Czym jest dla ciebie pisanie?
10. Miałaś kiedyś chęć usunięcia swojego bloga?
11. Opisz się dwoma przymiotnikami.

sobota, 25 lipca 2015

Rozdział 17-"... straciłam świadomość a chwilę później również przytomność."

Obudziły mnie głośne krzyki z dołu. Najwyraźniej tajemniczy mężczyzna z kimś się kłócił. Ani się nie spostrzegłam jak do pokoju wszedł...No właśnie. Moje najgorsze przypuszczenia się sprawdziły. Był to Patryk.
-O, kto to się obudził?-zapytał szyderczo się śmiejąc. Podszedł bliżej i uniósł mój podbródek tak, abym patrzyła w jego oczy. Jedyne co w tedy czułam to obrzydzenie.-Od tej samotności zapomniałaś jak się mówi? Oj no przecież mówiłem, że się spotkamy...Nie cieszysz się myszko? 
-Idiota-wyszeptałam jak najciszej, jednak usłyszał.
-Że co? Chyba się przesłyszałem.-zaśmiał się i zaczął wyciągać coś z kieszeni brązowej, skórzanej kurtki. Po raz kolejny zmusił mnie tym samym sposobem do popatrzenia na niego.-To cię trochę uspokoi.-Przed moimi oczami ukazał się woreczek z białym proszkiem. Nie musiałam długo zastanawiać się co to było. Zaczął dawać mi tego tak dużo, aż straciłam świadomość a chwilę później również przytomność.

                                                                        ***

Założę się, że wszyscy zapomnieli, że w naszej opowieści pojawił się też ktoś taki jak Kun Aguero. Co prawda został w Hiszpanii, ale równie dobrze jak reszta piłkarzy korzystał z wakacji przed nowym sezonem. Nikt mu nawet nie oznajmił, że Aniela zaginęła. Może dlatego, że Kun jest strasznym histerykiem. Od razu wpadł by w panikę. Tego samego dnia, w którym An dowiedziała kto ją porwał Sergio poszedł na jogging. Stwierdził, że nawet jeśli ma wolne powinien trochę poćwiczyć, on swoją pracę brał bardzo na poważnie, dla niego sezon mógłby trwać cały rok, czyli tak na prawdę nigdy się nie kończyć. Był strasznym zapaleńcem, do wszystkiego się rwał. Niczego też się nie bał. No znaczy na pewno się bal, ale znany był z tego, że mógłby zrobić wszystko. Szczególnie dla przyjaciół. Tego dnia jego celem do przebiegnięcia był park, który prowadził do pobliskiego lasu, w którym również miał zamiar się przebiec. Ten facet nie znał granic. A ludzie się dziwią czemu on jest tak strasznie umięśniony. Jego jogging trwał już od jakichś dobrych dwóch godzin, nie rozumiem i nigdy nie zrozumiem tego człowieka, nigdy nie jest mu dość. Po zrobieniu dwudziestu kółek dookoła dość dużego, o którym była mowa parku skierował się w stronę wspomnianego wcześniej lasku. Przebiegł obok wąskiej rzeczki, później po tratwie zrobionej z grubej deski drewna, pokierował się ścieżką prowadzącą wzdłuż strumyka, przy którym zatrzymał się na chwilę aby wziąć oddech i znowu ruszyć w dalszą "podróż". Coś po drodze przykuło jego wzrok, oraz słuch. Jeśli chodzi o wzrok, to ujrzał on niewielką dwupiętrową chatkę, a jeśli o słuch to krzyczącą kobietę, nie zaintrygowało by to go jeszcze bardziej gdyby nie to, że rozpoznawał w nim coś bardzo znajomego.

                                                                                ***

-A może wróćmy do Barcelony?-zapytał Gerard rozmawiając z Marciem. W rozmowie brali udział również Dani i Suarez, ale ich rola w tedy to było po prostu słuchanie. Ahh, oni nadawali się jedynie do piłki nożnej.
-Nie możemy! A jak oni tu dalej są!? Trzeba szukać!-protestował cały czas Bartra i nie zapowiadało się na to aby odpuścił. Kochał ją i bał się o nią. Obwiniał się cały czas mówiąc, że gdyby nie zobaczyła go z Daniellą to ona by go nie zdradziła, nie pokłóciliby się i spędzali by teraz gdzieś razem wakację.
-Cześć kochani!-krzyknęła Mebarak wchodząca do pokoju hotelowego chłopaków razem z Antonellą, oraz ich małym rodzynkiem Leosiem, przerywając tym wszystkim rozmowę piłkarzy.
-Wiece coś?-zapytała Rocuzzo, ale tylko po to aby rozładować napiętą atmosferę. Wiedziała przecież, że nic nie udało im się znaleźć.
Wszyscy usiedli na podłodze w małym kółku i zaczęli wymieniać się zdobytymi informacjami. To znaczy... trzyosobowa grupka Sherlocka Holmesa opowiadała, a detektywi od siedmiu boleści z zaciekawieniem słuchali. Zareagowali z oburzeniem, gdy dowiedzieli się co mówiła policja na komisariacie. Geri podał swój pomysł powrotu do Hiszpanii, połowa protestowała, a połowa była za. Stwierdzili więc, że Dani, Suarez i Marc zostaną, a Leo, Geri czyli sam pomysłodawca, Anto i Shaki wrócą.

                                                                            ***

Gdy tylko się ocknęłam zaczęłam nasłuchiwać czy nikogo nie ma na dole. Kiedy stwierdziłam, że nie: zaczęłam krzyczeć. Nadal byłam pod wpływem narkotyków co dało się bardzo odczuć, majaczylam i kręciło mi się w głowie. Czułam też straszny ból w brzuchu, jednak nie zwracałam na to uwagi ważne było to, aby ktoś mnie usłyszał. Krzycząc i płacząc starałam się jeszcze dosięgnąć do noża, muszę stwierdzić, że był jakiś postęp, ponieważ czubkiem palca od nogi dotykałam jego rączki. 
-Pomocy! Ratunku!-krzyczalam? Nie. Wrzeszczałam zachrypniętym od płaczu głosem.
-Halo?! Kto tam jest?!-odpowiedział jakiś głos z podwórka, poczułam ogromną ulgę i szczęście, to była moja nadzieja.
-Aniela Rozuz! Pomocy!!-starałam się robić to jak najgłośniej, wiedziałam, że to moja szansa na ucieczkę.
-Aniela!?-tajemniczy, no... już teraz nie głos zapytał z wielkim zdziwieniem, a ja od razu rozpoznałam kto to był, czułam się wniebowzięta.

                                                                         ***

Kobieta, a dokładniej jej głos wydawał mu się strasznie znajomy. Powoli podchodził bliżej, aby zrozumieć co mówiła. a raczej krzyczała. 
-Pomocy! Ratunku!-słyszał, że dziewczyna, która tam była nie przebywała w tym miejscu z własnej woli. Czuł potrzebę aby jej pomóc.
-Halo?! Kto tam jest!?-zapytał, aby przekonać się z kim ma do czynienia.
-Aniela Rozuz! Pomocy!-te słowa trafiły do niego jak grom z jasnego nieba. Zrozumiał, że jego najlepsza przyjaciółka została uwięziona. Musiał jak najszybciej jej pomóc. Na początku lekko spanikował, zadawał sobie tylko jedno pytanie, skąd ona się tam wzięła? Cały czas myślał, ze jest z innymi na Ibizie.
-Aniela!?-zapytał, ale zrobił to jedynie z odruchu, ponieważ jej słowa upewniły go wystarczająco. Nie czekając na odpowiedź podbiegł do drzwi i zaczął próbować je otworzyć. Nie zdziwiło go jednak to, że były zamknięte. Jedynym dobrym pomysłem było wyważenie ich. Piłkarz był pewny tego, że mu się uda. Odsunął się, aby zrobić rozpęd i uderzył w nie z całej siły. Na próżno, bo stały jak wcześniej i ani im się śniło ruszać, nie poddawał się jednak i próbował aż do skutku. Dopiero za piątym, dobra tak na prawdę to nie wiem, którym razem no bo kto by liczył? Drzwi nie wytrzymały i oderwały się z i tak dość już zepsutych zawiasów, tworząc przejście dla piłkarza. Wparował do środka i zaczął wołać, aby zidentyfikować miejsce jej pobytu.
-Gdzie jesteś?!-rozglądał się dookoła czekając na odpowiedź kobiety, to co zobaczył odebrało mu mowę, na ziemi leżały sznury, noże i torebki z narkotykami, tak stwierdził, nie był jednak dość pewny. My jednak jesteśmy pewni co do tego co to jest, znaczy ja tak, ale nie wiem jak wy. 
-Na górze!-odpowiedziała na jego wcześniejsze pytanie. Nie zważając na to, że przewrócił parę rzeczy za sobą biegł jak oszalały, ah,.. na schodach prawię zleciał, bo poślizgnął się na wylanym na nich soku? Zresztą sam nie wiedział co to i nie chciał się dowiadywać. Otworzył drewniane drzwi, rozejrzał się, a na środku zobaczył Anielę, tą Anielę, z którą jeszcze parę dni temu rozmawiał w domu Leo i Antonelli, tą Anielę, z którą tydzień temu oglądał powtórki La Liga, a teraz siedziała przywiązana sama, brudna i przestraszona na ledwo stojącym krześle i to do tego w dwuczęściowym stroju kąpielowym! Nikomu nie życzył w tedy takiego widoku. Była dla niego bardzo ważna, nie dość, że była to dziewczyna jego kumpla (tak myślał) to jeszcze traktował ją jak młodszą siostrzyczkę, o którą trzeba dbać. Wkurzyło go to, że nikt nie poinformował go o jej zaginięciu. No... nie powiem, że nie był z siebie dumny iż ją znalazł. Zawsze wiedział, że jego jogging wyjdzie mu kiedyś na dobre i nie chodziło mu tylko o dobrą kondycje. Dobra kontynuujmy, bo przerwałam.
-Jezu, Aniela! Jak to mo...-tu nie dała mu dokończyć.
-Szybko! Uwolnij mnie i chodźmy stąd zanim on przyjedzie!-niemało się zdziwił, nie wiedział kim jest 'on' i dlaczego ją tu więził, no przecież wszystko mu na to wskazywało, że to właśnie osoby, która ją tu trzyma tak sie bała.-Tu masz nóż.-wskazała ruchem głowy na leżący ostry przedmiot za jej krzesłem.-Nie mogłam do niego dosięgnąć, próbuje od dwóch dni.
-I ty tu już jesteś od dwóch dni!?-zapytał przestraszony nie rozumując jak to się stało, że nic nie wiedział.
-Auto!-krzyknęła przestraszona, patrząc na niego bezradnie dalej siedząc na tym przeklętym krześle.
_________________________________________________________________________
No i macie, wstawiłam szybciej! Zdziwione tym, kto znalazł Aniele? Haha, albo czy wasze przypuszczenie co do tego kto ją porwał okazały się trafne? Czekam na odpowiedzi w komentarzach. ;) Do następnego, który na pewno pojawi się dopiero po 10 sierpnia, ponieważ jadę nad może, a z tej okazji robię z przyjaciółką konkurs, każdy może wziąć udział ;) 

niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział 16-"Niech szukają, a nie dopiero będą!"

Leo, Shakira i Antonella zaraz po zejściu z plaży udali się na komisariat policji, aby oddać im znalezione "poszlaki". Nasz Sherlock nie chciał tego robić, jak to on sam ujął: "Nie mamy po co tam iść, przecież macie mnie. Ja ją znajdę!" Jak zapewne się domyślacie, a na pewno się domyślacie. Dziewczyny zareagowały głośnym i dosyć długim napadem śmiechu. Oczywiście, aby nie zrobić piłkarzynie przykrości powiedziały, że oni po prostu mają lepszy sprzęt i większe możliwości. Na tym ta rozmowa się skończyła, ponieważ Leo sam dobrze w głębi duszy wiedział, że sami nie dadzą sobie rady. Tak. Myślał tak, ale wiedział też, że szybko jej nie znajdą. Zresztą dziewczyny też nie miały dobrych przeczuć. Jedno było pewne. Mieli mało czasu, przecież nie było wiadomo co ta osoba może jej zrobić.
                           ***
Była już jakaś północ. Skąd wiedziałam? Przeczucie. Tylko na nim w tamtym momencie mogłam się zdać. No i na moich przyjaciół, którzy na pewno mnie w tamtym momencie szukali. Moja pewność w tej kwestii była chyba przesadna. Może nawet w ogóle nie zauważyli, że zniknęłam? Nie to niemożliwe. Antonella i Shakira musiały mnie szukać. Przecież miałam iść rozmawiać z Marciem i nagle znikłam. To normalne? Nie. Więc musiały podjąć jakieś działania. A skoro one mnie szukały to reszta piłkarzy też. Miałam nadzieję, że moja teoria się zgadzała i, że tak w tym momencie było. Nie miałam nic szczególnego do robienia. Moje jedyne zadanie to było rozmyślanie właśnie nad poczynaniami moich przyjaciół i kąbinowanie w jaki sposób wydostać się z tego okropnego miejsca. Właściciel tej chatki nie spędzał w niej nocy. Zaraz po tajemniczej rozmowie, z której dowiedziałam się jedynie, że jestem w Hiszpanii, co bardzo mnie zdziwiło, wszedł tu jeszcze na chwilę rozejrzał się, podszedł do mnie patrząc się czy rzeczywiście śpię i najzwyczajniej w świecie wyszedł. Nie zauważył w tym wszystkim najważniejszej rzeczy. A mianowicie tego co mu jeszcze parę godzin wcześniej spadło. Był to nóż. Leżał za moim krzesłem przez co był prawie że niewidoczny. Była to dla mnie świetna okazja aby się uwolnić, ale... No tak, zawsze musi być jakieś ale. Nie umiałam dosięgnąć do niego ani rękami, ani nogami, które były związane dość grubym sznurkiem. Ten nóż w tamtym momencie był moim zbawczym kołem ratunkowym, którego nie mogłam zmarnować.
                           ***
A nasi wspaniali poszukiwacze od siedmiu boleści w momencie kiedy nasza bohaterka próbowała wymyśleć jak dostać się do noża, a ekipa detektywistyczna miała zamiar udać się na policję z dowodami iż Aniela została porwana,  rozmawiali z Marciem w kawiarni. Mimo, że było już grubo po północy nie mieli zamiaru iść spać. Teraz pewnie wydaje wam się, że im w ogóle nie zależało na tym czy ich przyjaciółka się odnajdzie. Jednak było zupełnie inaczej. Oni po prostu nie potrafili tego okazać tak samo jak nie potrafili szukać. Przykre nie? Ale prawdziwe. A o czym rozmawiali? Oczywiste było, że o Anieli. No tak tutaj was zbyt nie zaskoczyłam. Przynajmniej się upewniliście. Nie?
-...I teraz siedzimy tu z tobą i opowiadamy ci całą historię.-tak jak powiedział Gerad, w tej oto chwili, wszystko opowiadali Marcowi. Dokładnie wszystko. Od początku ich przyjazdu na Ibizę i jak sami przeczytaliście do ich rozmowy na ten temat. Nie szczędzili sobie nawet opowiedzieć o ich szalonej "imprezie" w hotelu zaraz pierwszego dnia kiedy przyjechali. Miało to za zadanie poprawić troszkę humor Marcowi, który od początku ich rozmowy był kiepski. Ba! Od poczatku ich spotkania. Jednak nie wiedzieli, że był on już taki przed jego przyjazdem tam. Martwił się chłopak. Kochał ją pomimo tego co mu zrobiła. Był gotów w tym momencie jej wybaczyć i zapomnieć o tym wszystkim tylko po to, aby ją przytulić, pocałować i powiedzieć, że z nim jest już bezpieczna. Romantyczne, nieprawdaż? No niestety, wtedy nie była bezpieczna.
                              ***
-Mówiłem, żeby nie iść na policję! Od czego oni są? Od tego żeby cały czas powtarzać, że będą jej szukać?! Niech szukają, a nie dopiero będą!-jak zapewne każdy się domyślił był to Leo. Zaraz po wyjściu z budynku policyjnego nie wytrzymał i po prostu wybuchnął. Po części miał rację. Bo policja nic w tej sprawie nie robiła. Stwierdziła, że Panna Rozuz gdzieś wyjechała, a telefon niefortunnie jej upadł. Uwierzylibyście w to? Bo ja na pewno nie. Czyli dokładnie tak samo, jak nasi przyjaciele.
-Kochanie, uspokuj sie.-podeszła do niego Antonella i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek. Ulżyło mu. Argentynka nie była zazdrosna o to, że Barcelońska dziesiątka tak się bała o ich przyjaciółkę. Wiedziała, że mężczyzna traktuje ją jak rodzinę, zresztą jak wszyscy w drużynie. Nawet sama Aniela nie wiedziała, że tak dużo dla nich znaczy. Niby Lio mówił jej kiedyś tam, że należy do ich rodziny i, że traktuje ją jak siostre, ale ona odebrała to jako żart. Czyli zupełnie przeciwnie niż powinna. Było już naprawdę późno, ponieważ no... już nieźle po północy. Stwierdzili, że udadzą się do hotelu, a dopiero nazajutrz wznowią poszukiwania. Dokładnie tak samo poczynili Suarez, Dani, Gerard i nowy w ich brygadzie detektywistycznej Marc. Za to nasza bohaterka całego opowiadania spała już od paru minut. Niestety nie można było nazwać tego "spokojnym snem".
__________________________________________________________
No Heyy ;) I znowu nie pokazałam kto porwał Anielę, ale już w następnym rozdziale na pewno dowiecie się kim jest oprawca naszej bohaterki. No i muszę poinformować was, że niestety następny rozdział pojawi się gdzieś po 10 sierpnia, bo jade na kolonie :c. Alleee musze wam powiedzieć, że szykuje dla was coś nowego! Nowe opowiadanie zacznie się po zakończeniu tego. No i przewiduje jeszcze cztery rozdziały + Epilog i koniec. ;c Tak troche smutno, że prawie koniec.. ale nic nie trwa wiecznie :) Postaram się jeszcze dać w tym tygodniu rozdział, ale nie obiecuje na pewno.